– Niczego nie uczymy się z historii – takie zdanie wypowiada błazen Michellino, jeden z bohaterów musicalu „Tron” najnowszej produkcji Teatru „Step” Tomasza Micha. Rok temu, gdy artyści rozpoczynali próby i przygotowania do spektaklu, nikt nie mógł przypuszczać, jak aktualne okażą się te słowo i jak mocny będą niosły ze sobą przekaz.
4 i 5 czerwca w Chorzowskim Centrum Kultury odbyły się aż trzy premierowe prezentacje musicalu „Tron” według scenariusza Jana Naturskiego i reżyserii Tomasza Micha i Tomasza Owczarka.
Tym razem aktorzy, wokaliści i tancerze zmierzyli się z historią Vlada Palownika, który w XV wieki rządził Wołoszczyzną (teren dzisiejszej Rumunii). Władca znany był z niezwykłego okrucieństwa, lubował się w zadawaniu cierpień, a swoich wrogów nabijał na pale, tworząc z nich długie szpalery. Ponoć Palownik do tego stopnia styranizował swój lud, że gdy w stolicy kraju, przy jednej ze studni umieszczono złoty kubek dla spragnionych, nikt nie ośmielił się go ukraść.
Legenda tyrana powróciła po raz pierwszy w XIX wieku za sprawą książki Brama Stokera „Drakula”. Vlad Palownik stał się pierwowzorem tego najsłynniejszego wampira. W czerwcu diabelski władca ożył ponownie, tym razem dzięki artystom Teatru „Step” Tomasza Micha.

Musical przenosi widzów do Siedmiogrodu, gdzie młode dziewczyny znikają bez śladu, przemoc i tortury są na porządku dziennym, a rodzina władcy otaczająca się przepychem jest przeświadczona, że rządy tyrani są najlepszym co mogło się przydarzyć im i … ich poddanym. Vlad marzy o nieśmiertelności i wiecznym żerowaniu na swoim ludzie.
Elementy scenografii stworzonej przez Macieje Mendykę – kapiący złotem stół, przy którym zasiada rodzina Palownika oraz kontrastujące z nim szare, wydłużone cienie ofiar, w symboliczny sposób pokazują niesprawiedliwość panującą na ziemiach władcy. Każda scena odgrywana przez aktorów prowadzonych przez Tomasza Owczarka jeszcze ten obraz wzmacnia i choć z pozoru niektóre dialogi mogą wydawać się zabawne, prawie zawsze kryje się w nich drugie, niezwykle ważne dno.
Oczywiście musical, to przede wszystkim śpiew i taniec i tego w „Tronie” nie brakuje. Wokaliści przygotowywani przez Aleksandrę Konior-Gapys oraz tancerze prowadzeni przez Tomasza Micha, Macieja Mendykę i Filipa Zaróda, dopowiadają to, czego nie mówią aktorzy, potęgując nastrój strachu i grozy.
Trudno pozostać obojętnym wsłuchując się słowa niektórych utworów, a aranżacje muzyczne stworzone przez Tomasza Drogokupca jeszcze bardziej podkreśla przesłanie spektaklu. Rozpaczliwe wołanie matek, wydaje się dobiegać nie z Siedmiogrodu a tuż zza naszej granicy.
Najbardziej jednak porusza postać błazna siedzącego samotnie na scenie. Poraża aktualność jego monologów o przepisie na niekończącą się władzę i historii wybrukowanej stosami, palami i krzyżami.
Na szczęście energia młodych wykonawców, ich pasja widoczna w każdym ruchu, słowie czy zaśpiewanej nucie, pozwala mieć nadzieję, że symboliczne średniowiecze, które dziś nas otoczyło skończy się, a świat znów rozkwitnie renesansem.
„Tron”, to musical, który nie tylko dostarcza rozrywki, ale przede wszystkim prowokuje do zatrzymania się i zastanowienia nad biegiem historii.
Choć na czerwcowe spektakle bilety są już trudno dostępne, twórcy zapowiadają, że wrócą na deski Chorzowskiego Centrum Kultury po wakacyjnej przerwie.
