Urodzony w Chorzowie, mieszkający w dzieciństwie w Katowicach i wciąż mało znany w miejscu swego urodzenia, australijski poeta Alex Skovron kilkukrotnie gościł na łamach magazynu „Chorzów Miasto Kultury”. Wywiad z literatem oraz publikacja kolejnego autoryzowanego przekładu jego utworu ukazały się w styczniu 2017 roku. Tej okazji nie można było przegapić – wiązała się ona ściśle z sześćdziesiątą rocznicą wyjazdu Skovrona z Polski. Wydarzeń tych dotyczył także prezentowany wraz z wywiadem utwór poetycki – „Frunąc na południe” („Flying South”), symbolicznie datowany przez autora na grudzień 1956 roku. Praca nad tym przekładem nie była zadaniem łatwym. Alex Skovron czuwał nie tylko nad zachowaniem wierności oryginalnemu tekstowi, ale także jego specyficznemu rytmowi, zbliżonemu do rytmu toczącego się po szynach pociągu…
Tak o Skovronie, na lamach „Postscriptum Polonistycznego” (nr 1/2016, który ukazał się niemal równocześnie z naszą pierwszą publikacją o poecie) pisał Andrzej Jaroszyński, wykładowca i dyplomata, w latach 2008-2013 ambasador RP w Australii i PGN: „Alex Skovron – urodzony w Chorzowie w 1948 roku, w rodzinie Żydów ocalałych z Holocaustu – pojawi! się w Australii w 1956 roku. Poezja Skovrona należy do nurtu erudycyjnego osadzonego w wysokiej kulturze i sztuce europejskiej. Częstym motywem w jego utworach jest pamięć o dramacie Holocaustu. Skovron nie jest zaliczany do nurtu etnicznego. To jeden z niewielu twórców pokolenia nowych Australijczyków, którzy znaleźli swoje miejsce w wysokiej kulturze australijskiej bez odwoływania się do świata nowych imigrantów. Dorobek tego artysty nie jest znany ani w Polsce, ani wśród Polaków w Australii”.
Właśnie minęło 65 lat od emigracji rodziny Alexa Skovrona z Polski. Z tej okazji przypominamy nasz wywiad.
– Dzięki naszym publikacjom czytelnicy magazynu „Chorzów Miasto Kultury” co nieco wiedzą już o tobie, jako australijskim literacie, który przyszedł na świat w naszym mieście. Cieszę się, że zgodziłeś się odpowiedzieć na kilka pytań, z nadzieją, że to jeszcze lepiej przybliży zainteresowanym twoją sylwetkę. Opowiedz mi krótko o swych rodzinnych korzeniach…
– Moja matka Marysia (1917-1980) urodziła się w Sosnowcu, jako jedno z dziesięciorga dzieci w rodzinie; mój ojciec Mietek (1912-2013) urodzony w Miechowie, miał pięcioro rodzeństwa. O ile wiem, ich rodziny mieszkały w Polsce od wielu pokoleń, choć wierzę, że moi przodkowie ze strony matki prawdopodobnie pochodzili z Hiszpanii lub Portugalii, przybywając do Polski przed wiekami. Oboje moi rodzice ocaleli z Holokaustu, i spędzili część wojny w różnych obozach. Większość członków ich najbliższej oraz dalszej rodziny zginęła…
– Opuściłeś Polskę wraz z rodzicami u schyłku 1956 roku. Po stosunkowo krótkim pobycie w Izraelu, ostatecznie osiedliście w Australii. Właśnie upływa sześćdziesiąt pięć lat od waszego wyjazdu. Nigdy dotąd nie udało ci się wrócić do Polski. Myślałeś kiedyś o powrocie?
– Będąc w Europie w 1979 roku, chciałem wykorzystać ten czas także na wizytę w Polsce, aby znów zobaczyć kraj i odwiedzić Zofię Radwańską, moją „Nunę”, która przeniosła się z Katowic do Ząbkowic Śląskich. Planowałem niespodziankę, jednak Konsulat Polski w Paryżu odmówił wydania mi wizy, ponieważ nie miałem przy sobie żadnych dokumentów świadczących o legalnym wyjeździe z Polski w 1956 roku. Poinformowano mnie, że moja żona Ruth, jako urodzona w Australii, może na teren Polski wjechać. W moim przypadku groziła nie tylko konfiskata paszportu, ale nawet możliwość wcielenia do armii! Wizyta w Polsce nie doszła więc do skutku.
– Jako człowiek, który urodził się w Chorzowie, mieszkał w Katowicach, a większość swego życia spędził w Australii, kim jesteś dziś we własnych myślach – Australijczykiem, Polakiem, Ślązakiem, Żydem, reprezentantem australijskiej Polonii, emigrantem, kosmopolitą?
– Zwykle nie lubię kategoryzować siebie, ponieważ jako pisarz mam wiele tożsamości spośród tych, które wymieniłeś – australijską, polską, żydowską, imigrancką, także europejską, a w końcu mieszkańca Melbourne czy obywatela świata. Te i inne tożsamości często pokrywają się, mieszają ze sobą, a ich kolejność i znaczenie zmieniają się w zależności od kontekstu. Gdy czytam moje wiersze w Macedonii, jestem australijskim literatem; przy okazji rozmów w Centrum Holokaustu w Melbourne, jestem żydowskim dzieckiem tych, co przeżyli; na łamach magazynu „Chorzów Miasto Kultury” jestem polskim emigrantem, a w wielu spośród moich wierszy jestem bardzo uniwersalistyczny.
– Dlaczego w ogóle poszedłeś drogą literatury?
– Zawsze byłem urzeczony słowem i językiem. Gdy byłem dzieckiem, w domu rodzinnym w Katowicach, wiele mi czytano. Szczególnie pamiętam magię „Alicji w Krainie Czarów” i „Kubusia Puchatka”, a także wiersze dla dzieci Juliana Tuwima. Wciąż posiadam polskie książki z dzieciństwa. Zacząłem pisać wiersze w Sydney, w wieku dwudziestu lat, ale czas pierwszych publikacji, na łamach australijskich czasopism literackich, nastąpił później, gdy byłem już w Melbourne, jako wczesny trzydziestolatek. Moje zainteresowanie prozą było zbieżne z moim zaangażowaniem w poezję, chociaż tekstów tego gatunku napisałem i opublikowałem znacznie mniej.
– Wiele inspiracji znajdujesz we własnych doświadczeniach życiowych. Poznając twoje teksty widzę i doceniam, że nie masz problemów z tym, by dzielić się z czytelnikami swoją prywatnością. Gdzie jeszcze znajdujesz inspiracje? W literaturze innych autorów, może także u polskich poetów?
– Inspiracja może mieć naprawdę najrozmaitsze źródła – tkwi w obrazach i frazach trafiających nagle do mojego umysłu, w książkach, które czytam, w podsłuchanych rozmowach, wypływa z niespodziewanych zdarzeń i doświadczeń losowych, a także z pracy mojej nadaktywnej wyobraźni. Oczywiście, również twórczość niezliczonych poetów z przeszłości i teraźniejszości ma bardzo istotny wpływ na to, co sam tworzę. Spośród poetów polskich cenię szczególnie Czesława Miłosza, Zbigniewa Herberta, Aleksandra Wata, Tadeusza Różewicza, Wisławę Szymborską i Adama Zagajewskiego, z zastrzeżeniem, że czytam ich głównie w tłumaczeniu na język angielski.
Pod koniec 2021 roku, nakładem wydawnictwa Puncher & Wattman ukazał się siódmy tom wierszy Skovrona – „Letters from the Periphery” („Listy z peryferii”), na który składa się 48 tekstów. Jak napisano w nocie towarzyszącej publikacji, karty tej książki wypełniają głosy z różnych miejsc i czasów – od Sydney lat sześćdziesiątych minionego stulecia, poprzez kawiarnie dzisiejszego Melbourne, od wojny trojańskiej i bizantyjskiego Aleppo po ciemny las Piekła Dantego, od XVIII-wiecznej Lizbony po Wiedeń przełomu XX i XXI wieku, od amerykańskiej wojny secesyjnej do frontów wojennych naszych czasów i przyszłości.