Kiedyś to było, a teraz to nie ma, chciałoby się odpowiedzieć na postawiony w tytule zarzut. Mam ku temu wiele okazji, zwłaszcza we wrześniu, w sezonie podręcznikowym. Jest to czas, w którym odwiedza nas wielu klientów, którym na co dzień raczej nie zdarza się do nas zajrzeć. No dobra, nie czarujmy, nigdy u nas nie byli.
Pytają o podręczniki, a że w tym roku z nimi cienko – kryzys na rynku papieru, opóźnienia w drukarniach, braki w hurtowniach – czasem musimy odpowiedzieć, że przykro nam, ale nie ma. No, przynajmniej na razie, trzeba poczekać. Pada pytanie: „to gdzie ja mam to kupić?”, na co odpowiadam, że „nie wiem”, ale bardzo uprzejmie, albo coś innego, jeśli akurat wiem. Wtedy pada zdanie: „kiedyś było tyle księgarń”, często z wymienieniem lokalizacji. Mnie te wszystkie ulice i dzielnice niewiele mówią, bo jestem chorzowianką od niedawna, ale kiwam głową – tak, tak, tyle było, tu i tam były – nie mogąc oderwać się od wyobrażenia, że nas też może przecież za jakiś czas „nie być”. Wizja tego, że ktoś będzie wymieniał moje obecne miejsce pracy obok innych księgarń, które były, a których już nie ma, wydaje mi się bardzo realna. Nie już, nie zaraz – w przyszłości. Myślę też, że księgarnie, choć bardzo bym tego nie chciała, w ogóle znikną z map mniejszych miast, a w wojewódzkich będą rzadkością. Nie chcę rozpoczynać tu fatalistycznej tyrady o przyszłości księgarń w ogóle, niemniej trudno słuchać mi narzekań na niedobór punktów sprzedających książki (i inne towary, o czym w dalszej części artykułu), podczas gdy narzekający, już po narzekaniu, wychodzi z takiego miejsca z pustymi rękami. Na „kiedyś było tyle księgarń” powinniśmy więc odpowiadać pytaniem: „a kiedy ostatnio w jakiejś byłeś?”.
Rozumiem oczywiście, dlaczego nie kupujemy książek zwłaszcza teraz, w niepewnych czasach. To towar, z którego łatwo zrezygnować i na którym stosunkowo łatwo zaoszczędzić. Ceny książki papierowej (i papieru w ogóle) rosną z miesiąca na miesiąc i jeśli ten trend się nie zatrzyma, to w najbliższej przyszłości zakup książki w cenie regularnej, czyli w księgarni, będzie osiągalny finansowo jedynie dla osób zamożnych. Czy możemy temu jakoś zapobiec? Tak, na przykład za sprawą ustawy o jednolitej cenie książki (JCK), która zmusiłaby wydawców do obniżenia cen, a księgarnie internetowe do ich podniesienia, dzięki czemu konkurencja – jak w przypadku prasy czy biletów – będzie bardziej wyrównana. Jest wiele pomysłów na zmiany prawne i instytucjonalne. Niestety te znaczące, jak JCK, są skutecznie blokowane przez podmioty (najczęściej pośredniczące), którym obecne zasady gry pozwalają się bogacić, często kosztem reszty rynku czy własnych wyzyskiwanych pracowników. Mimo wszystko mam nadzieję, że zmiany to pieśń przyszłości. Do tego czasu księgarnie kameralne muszą się ratować, szukając innych źródeł dochodu. Urządzają więc imprezy urodzinowe dla dzieci i młodzieży, sprzedają kolorowe skarpety, zabawki, kubki i talerze, ozdoby z balonów czy rękodzieło albo, jak my w Dopełniaczu, oferują usługi gastronomiczne, czyli parzą pyszną kawę. Korzystanie z tych dobrodziejstw to również forma wsparcia miejsca, które lubisz. Masz za dużo nieprzeczytanych książek, których nie masz już gdzie trzymać? Sprezentuj babci kartkę na imieniny. Zaproś się na Pumpkin Spice Latte. Wpadnij na spotkanie autorskie. Chodź pogadać.
Czasem jednak nawet poszerzona oferta wydaje się niewystarczająca, a klient pyta o maszynki do golenia. Cóż, nie sprzedajemy. Można pomyśleć, że to pytanie nie ma racji bytu, ale biorąc pod uwagę obecne warunki rynkowe niewykluczone, że jakaś zdesperowana księgarnia zainteresuje się podobną współpracą, dlatego kto pyta, ten nie błądzi, a może nawet i kupi Gilette Fusion 5 Proglide. Tylko uprzejmie trzeba do księgarek, z wyczuciem. Nie jak Pan, który spytał mnie ostatnio o plastikowe teczki do organizacji dokumentów o bardzo konkretnym wyglądzie, czyli nic osobliwego, a potem nakrzyczał brzydko, co było osobliwe i przykre, że skoro nie mam, to po co to tu (w domyśle – księgarnia), przekleństwo, stoi? I gdzie Jaśnie Pan ma w takim razie to (w domyśle – teczkę), przekleństwo, kupić? Panie, to jest księgarnia. Ja tu książki mam. I kawę. Tylko takich teczek akurat nie, jedynie zwykłe. „Kiedyś było tyle…”, rzucił jeszcze, co wzięłam za wyrażenie tożsame z „do widzenia”.
Tak czy inaczej, zapraszam na kawę.