Na czterech węgłach wspiera się ów spektakl – można by sparafrazować „Kompletną i krótką metafizykę” Leszka Kołakowskiego. – A te cztery są Meyer, Okupska, Szostak, Malik.
I byłoby doskonale. Tyle, że w tej sytuacji jest krótko, ale na pewno nie kompletnie.
Do kompletu potrzeba songów Nicka Cave’a, Toma Waitsa i Leonarda Cohena w nowych aranżacjach Jerzego Mączyńskiego, nieodzowna jest też reżyseria Roberta Talarczyka i sceniczne deski Teatru Rozrywki. Mając takie dane można z dużym prawdopodobieństwem wyobrazić sobie „MonsterS. MORDERCZE PIEŚNI” – spektakl, który będzie miał swoją prapremierę 8 listopada br.
– Myślę, że to ważny głos kobiet przemawiających w imieniu innych kobiet, mających takie a nie inne doświadczenia życiowe. W tych songach to wszystko jest – ubrane w lirykę i dramat, wzmocnione morderczym akcentem, a przy tym głębokie, prawdziwe i kobiece, choć wszystko przecież pisali faceci. Pracuje się dobrze, Robert Talarczyk jest reżyserem, który rozumie aktorów i rozumie kobiety. Dzięki temu potrafi z nas wydobyć coś wcześniej nieuświadomionego i niedookreślonego. Opowiadamy o życiu, miłości, śmierci, wielkich tragediach i małych radościach, daleko od oceniania – mówi Elżbieta Okupska.
Wtóruje jej Maria Meyer:
– Nikogo nie osądzamy i nie oskarżamy. Sama uważam się za ostatnią osobę, która chciałaby to robić. Przecież z reguły nie znamy motywów i przyczyn konkretnego zachowania czy reakcji innych osób. Nie szukamy tez na siłę usprawiedliwień – tłumaczy i dodaje: – „MonsterS. MORDERCZE PIEŚNI” są o tym, że w każdym z nas, a więc i w każdej kobiecie, siedzą ukryte rzeczy. Jedne o nich wiedzą i tym skrzętniej je ukrywają, inne zaś żyją nie mając ich świadomości, aż do chwili, w której ujawnia je jakaś, choćby maleńka, zapalna iskra.
Na pytanie czy przy pracy nad spektaklem dowiedziała się czegoś nowego o sobie, Maria Meyer stwierdziła, że mierzyła się z songami, których tematyka jej nie dotyczy i nie dotyka.
– Musiałam to w sobie wyrobić, bo teksty okazały się bardzo dalekie od mojej konstrukcji psychicznej – podsumowała.
Alona Szostak mówiąc o pracy nad spektaklem zauważa:
– Próbujemy zawalczyć o to, by kobiety nie rezygnowały z siebie i pośród rozmaitych trudności i problemów z jakimi nieustannie się borykają, nie zapominały o tym kim są i o tym, że mają głos. Chcemy pokazać i przypomnieć jak ważny jest to głos. I w jakimś sensie przemówić ze sceny w imieniu tych, które milczą: kobiet wojny, kobiet cierpiących, doświadczających przemocy, molestowanych, zabijanych… Jestem wdzięczna za zaproszenie do udziału w tym projekcie i cieszę się ze spotkania z koleżankami, a także z tego, że w tak wspaniałym towarzystwie, po pięciu latach przerwy, wracam do śpiewania w chorzowskim teatrze – podkreśla.
Aktorkom na scenie towarzyszy zespół muzyczny, który tworzą Daniel Ruttar (instrumenty klawiszowe), Michał Karbowski (gitara), Jędrzej Łaciak (gitara basowa) i Bartłomiej Herman (instrumenty perkusyjne) oraz zespół wokalny w składzie Dorota Terlecka, Monika Wieczorek, Mateusz Milewski.
Scenografię i kostiumy zaprojektowała Dagmara Walkowicz-Goleśny, wizualizacje opracował Grzegorz Mart, a światło wyreżyserował Piotr Roszczenko. Producentem i kierownikiem wokalnym spektaklu jest Kamil Baron.
Organizator:
Zdjęcia: Artur Wacławek. Fotografia tytułowa: Grzegorz Mart / Teatr Rozrywki