Kto dziś jeszcze pamięta dwie chorzowskie muchy z pasków komiksowych drukowanych na łamach „Gońca Górnośląskiego”? Jorg i Dyzio, znani podówczas jako „Grinpisy s Krajcoka” godali po śląsku „zanim to było modne”.
Od kwietnia do grudnia 1991 roku ukazały się 33 numerowane humorystyczne epizody i jedna nienumerowana całostronicowa wakacyjna edycja specjalna. Komiks stworzył lubiany chorzowski nauczyciel techniki Józef Osadnik.
– Pomysł zrodził się, gdy w 1985 roku stałem się szczęśliwym działkowcem – wspomina. – Pewnym cieniem na mojej radości kładła się gruba warstwa pyłu, jaką regularnie znajdowałem na dosłownie każdym listku w ogródku. Dbałość o ekologię w środku przemysłowego jeszcze wtedy miasta, leżała na łopatkach. Dlatego do akcji ruszyły moje „Grinpisy” – kontynuuje.
Chorzowska owadzia policja ekologiczna, która wzięła swoją nazwę od międzynarodowej organizacji pozarządowej „Greenpeace”, zajmowała się różnymi aspektami zaniedbań wobec środowiska naturalnego. W polu zainteresowania muszego duetu leżały zanieczyszczenia hutnicze, spaliny i oleje samochodowe, dym papierosowy czy nieekologiczne warunki uprawy warzyw i owoców. Kluczowe dla kolejnych scenek były bieżące obserwacje autora.
– Dlaczego „Krajcok”? Mam słabość do Chorzowa Starego, bo w tej dzielnicy zaczynałem nauczycielską ścieżkę życia zawodowego – wyjaśnia Józef Osadnik.
Jak już odnotowano, Jorg i Dyzio w swoich dialogach posługiwali się śląszczyzną. Odważnie, choć może trochę nieporadnie w zapisie, co autor tłumaczy tak:
– Wtedy nikt jeszcze nie myślał o kodyfikacji języka. Pisałem więc intuicyjnie i fonetycznie. Śląski był jednak częścią naszego życia, dlatego było dla mnie oczywiste, że będzie obecny w moich historyjkach – stwierdza finalnie.
Po przedostatnim numerze „Gońca Górnośląskiego” z roku 1991 komiksowe muchy odfrunęły z łamów bez pożegnania. Słuch po nich zaginął, choć najwyraźniej nie próżnowały – ekologiczne oblicze Chorzowa zaczęło się stopniowo zmieniać na lepsze. Dziś to już zupełnie inne miasto niż to z rysunkowych kadrów sprzed ponad trzech dekad. Powrót do lektury historyjek po latach pokazuje jak dalece zmieniła się rzeczywistość wokół nas. Ewoluowało nawet poczucie humoru.
W roku 2000 bohaterowie Józefa Osadnika (jako „Dyzio i Jorg z Dobrego Pasterza”) znowu pojawili się drukiem. Na łamach parafialnego pisma „Mój Pasterz” porzucili musze powłoki cielesne i stali się chłopcami, przeżywającymi przygody zgodne z profilem czasopisma. Jorg był tu tym, który godo, a Dyzio tym, który mówi.
Nieco później powstała jeszcze pełnowymiarowa fabuła o przygodach dwóch sympatycznych much, „Lot abo furganie”. Opowieść licząca 35 plansz w formacie A4 to komiksowy przewodnik po Chorzowie Starym dla uczniów klas młodszych. Jorg durś tam godo, Dyziowi przypadła zaś niewdzięczna rola gorola z Kielc. Jako ciekawostkę odnotować można, że bohaterowie zostali wyraźnie odmłodzeni – rówieśnikom zapewne łatwiej się porozumieć z młodymi czytelnikami… Na uwagę zasługują umieszczone wśród rysunkowych kadrów ujęcia obiektów chorzowskiej architektury – ratusza, zabudowy Placu św. Jana, kapliczki z Placu Piastowskiego czy kościołów pw. św. Marii Magdaleny i św. Wawrzyńca.
Plany zakładały kolejne komiksowe wędrówki, ale pomysłem nie udało się zarazić wydawców. Jorg i Dyzio ugrzęźli w teczce na dnie szuflady biurka autora…