Pochodząca z Kijowa Lolita Igoriwna Wrzeczynska jest artystką ludową. Praktykuje rysunek w tradycyjnych technikach – ukraińskiej petrykiwce i wschodnim mezenie. Nauczyła się ich w szkole plastycznej, istniejącej w Kijowie jeszcze w czasach ZSRR. Ostatnio była związana ze szkołą w ekologicznej osadzie Dolina Dzherel, we wsi Motyzhin, gdzie uczyła rysunku. Jeszcze niedawno miała nadzieję, że rosyjską agresję na Ukrainę przetrwa właśnie tam. Niestety okazało się to niemożliwe. Dlatego ostatecznie ruszyła z matką do Polski. Panie wyjechały dosłownie w ostatniej chwili. Dolinę Dzherel zbombardowano. W wyniku tego ataku szkoła została obrócona w pył…
– Dzięki trosce, życzliwości, serdeczności i wielkiemu wsparciu wszystkich Polaków, których poznaliśmy w tym trudnym czasie, żyjemy i mamy dach nad głową. Cieszę się ogromnie zainteresowaniem ukraińską sztuką i mam nadzieję, że nasze spotkanie przyniesie Wam wszystkim radość i satysfakcję kreatywnego działania – mówi wzruszona Lolita Wrzeczynska.
– Spontanicznie narodził się pomysł organizacji warsztatów artystycznych. Pierwsze odbyły się 26 marca 2022 roku w Miejskiej Galerii Sztuki MM w Chorzowie (kolejne – w tym samym miejscu – zaplanowano na 23 kwietnia). Mamy też zaproszenia do Warszawy, Krakowa, Gdańska, Bydgoszczy… Lolita jest uroczo skromna, strasznie przejęta tym co się dzieje i już pilnie uczy się języka polskiego – mówi Teresa Adamkiewicz, pedagog, związana z Lekkim Teatrem Przenośnym, działającym przy Chorzowskim Centrum Kultury. Tymczasowo właśnie u niej zatrzymały się uciekinierki z Kijowa.
– Ta historia zaczęła się ponad dwadzieścia lat temu, kiedy przybyły do Polski profesor Borys Fedoryszyn z Ukraińskiej Akademii Nauk został moim promotorem na uczelni, gdzie uzupełniałam studia. Ponieważ się zaprzyjaźniliśmy, poznałam też jego żonę, Ludmiłę – opowiada Teresa Adamkiewicz. – Profesor kochał Polskę i gdy zachorował, zapragnął, by tu go pochować. Tak też się stało, spoczął na cmentarzu w Mysłowicach, a ja pomogłam rodzinie w organizacji pogrzebu – dodaje.
Po odejściu profesora kontakt Teresy Adamkiewicz z Ludmiłą Fedoryszynową był przez lata minimalny. To zrozumiałe, biorąc pod uwagę odległość i to, że starsza pani słabo posługuje się komunikatorami internetowymi. Gdy wybuchła wojna, przysłała wiadomość za pośrednictwem Messengera.

– Napisała, że do Polski ucieka jej wnuczka z niespełna roczną córką, a w związku z tym prosi, by nie odmawiać im wsparcia, jeśli okaże się ono potrzebne. Dla mnie było to oczywiste, ale nic o uciekających nie wiedziałam. Próbowałam się czegoś dowiedzieć, jednak szanse na nawiązanie kontaktu w obecnej sytuacji były bliskie zeru. Miałam tylko strzępki informacji – opowiada Teresa Adamkiewicz. – Dzięki pomocy mojej córki i jej pochodzącej z Ukrainy znajomej, udało się ostatecznie namierzyć uciekinierki. Trzydziestoletnią Ewę z dziewięciomiesięczną córeczką ściągnęliśmy do Polski i ulokowaliśmy w tymczasowym mieszkaniu. Ewa po kilku dniach zdecydowała się ruszyć w drogę do rodziny w Niemczech – dodaje.
W czasie jednej z pierwszych rozmów na polskiej ziemi Teresa Adamkiewicz zapytała Ewę, dlaczego z Ukrainy nie uciekają jej mama i babcia. Dziewczyna odparła, że babcia jest schorowana, a w związku z tym zupełnie niegotowa na tak daleką podróż, ale na szczęście obie wciąż czują się w Kijowie w miarę bezpiecznie.
– Wkrótce potem odebrałam dramatyczny telefon z Niemiec, że Ludmiła z córką Lolitą jednak uciekają i są już w drodze do polskiej granicy. Ich podróż przebiegła nadspodziewanie szybko, w związku z czym my także musieliśmy zadbać o ich transport w trybie przyspieszonym. Zwłaszcza, że Straż Graniczna zatelefonowała z informacją, że Ludmiła jest w fatalnej kondycji i nie może długo czekać. Dodatkowym utrudnieniem okazała się odległość. Panie nie trafiły na przejście graniczne w Dorohusku, a nie w Przemyślu, jak się spodziewaliśmy – relacjonuje Teresa Adamkiewicz.

Ostatecznie, mimo licznych perturbacji i perypetii, akcja się powiodła, a Ludmiła i Lolita wkrótce będą mieć do dyspozycji własny przytulny kąt na Śląsku.
– Ruszył łańcuch dobrych serc. W organizacji mieszkania pomogli rodzice dzieci uczęszczających na nasze zajęcia ruchu recytatorskiego. Jest też szansa na pracę dla Lolity. Jeśli będzie się w tym czuła dobrze, może spokojnie się w Polsce z matką utrzymać – kończy Teresa Adamkiewicz.
